Zakopane 2015, 17-24.01.2015

 

17.01 sobota
 O godzinie 8:00 wszyscy uczestnicy tegorocznego obozu znaleźli się w autobusie i ruszyliśmy w podróż do Zakopanego. Droga minęła nam bez większych niedogodności i przygód. Około godziny 19 byliśmy już na miejscu, w willi pod Brzyskiem w Zakopanem. Rozdzieliliśmy pokoje, rozpakowaliśmy się i podzieliliśmy się na początkujących i tych, którzy potrafili już jeździć. W tym roku, odwrotnie niż w poprzednim, większość zdecydowała się na snowboard. 


18.01 niedziela
Dzień zaczęliśmy od mszy świętej w pobliskim kościele. Ale ta niedziela to również nasz pierwszy dzień na stoku. Wypożyczyliśmy sprzęt i zaczęliśmy zjazdy. Początkujący wybrali się na „oślą łączkę”. Narciarze z panem Kazimierzem Zdzichowskim, a snowboardziści z panem Krzysztofem Naworolem i księdzem Sławomirem Lubińskim. Reszta pojechała od razu na właściwy stok. Nauka szła nam całkiem nieźle, po niedługim czasie większość wykupiła karnety i wjechała na kotelnicę. Ci, których dopadł „kryzys” mogli poprosić pana Krzysztofa o pomoc w nauce i indywidualny kurs pomógł wszystkim, którym na początku nie szło. Do ośrodka wróciliśmy poobijani, ale zadowoleni.


19.01 poniedziałek

Kolejny dzień zjazdów. Szlifowaliśmy swoje umiejętności. Jedni uczyli się jazdy na przedniej krawędzi, drudzy jazdy równoległej lub skrętów w lewo, bo to wszystko nie jest takie łatwe,  jak na pierwszy rzut oka się wydaje. Chyba większość z nas odczuwała ból każdej możliwej części ciała, więc część czasu spędzaliśmy w karczmie słuchając góralskiej muzyki i jedząc tradycyjne góralskie przysmaki takie jak zapiekanka czy frytki. Tego dnia również wróciliśmy do ośrodka poobijani, ale tym razem dużo bardziej niż dnia poprzedniego. Nie zmieniło to jednak naszych humorów i nastawienia do jazdy.

20.01 wtorek
To już trzeci nasz dzień na stoku. Byliśmy już porządnie posiniaczeni, zaczynając od kolan, a kończąc na pupach. Ale to nas zupełnie nie zrażało. Ciągle byliśmy pełni entuzjazmu i chęci do nauki. Siniaki w porównaniu z satysfakcją z udanych zjazdów były niczym.

21.01 środa
Tradycyjnie od rana byliśmy na stoku. Upadków było już zdecydowanie mniej, a nowych umiejętności więcej. Wcześniej wspominana jazda na przedniej krawędzi, jazda równoległa czy skręty w lewo nie były dla większości już żadnym problemem. Byli tacy, którym podobała się jazda na tylnej krawędzi i nie przestawili się na slalom, ale za rok na pewno im się uda. Wieczór spędziliśmy na Krupówkach.

22.01 czwartek

Dla większości był to dzień odpoczynku. Mieliśmy do wyboru trzy opcje: termy, łyżwy lub stok. Termy były świetne dla obitego ciała, łyżwy to ciekawa odskocznia, a stok pozostał na najwytrwalszych. Oczywiście jeżeli ktoś miał ochotę mógł po łyżwach/basenie wybrać się na stok, niektórzy z tego skorzystali, a pozostali równie przyjemnie spędzali czas w karczmie. W drodze powrotnej jechaliśmy autobusem, w którym leciały same hity, więc tył autobusu, włącznie z księdzem Sławkiem, klerykiem Michałem i panem Naworolem śpiewał i tańczył. To dowodzi, że dobre humory nie opuszczały nas chyba nigdy. Niektórzy spali, ale to całkowicie zrozumiałe po takim tygodniu pełnym wysiłku.

23.01 piątek
Nadszedł ten dzień. Nasze ostatnie godziny na stoku. Ostatnia szansa na zjazdy w takim towarzystwie, sprawdzenie swoich umiejętności i całkowite wyczerpanie energii. Oczywiście zdarzały się jeszcze zjazdy na pupie, ale co to za zabawa bez upadków? Pod koniec dnia zdaliśmy sprzęt, wsiedliśmy do autobusu i odjechaliśmy do Zakopanego. Wieczór ponownie spędziliśmy na Krupówkach, kupując oscypki i pamiątki. Po powrocie zaczęliśmy pakowanie i ogarnianie naszych pokoi.

24.01 sobota

Wstaliśmy wcześnie rano, zjedliśmy śniadanie, dokończyliśmy pakowanie i ruszyliśmy w długą, powrotną podróż do Sokołowa. Tak jak w stronę Zakopanego, droga minęła nam bez żadnych problemów. Około godziny  19 byliśmy w domach.

Gdyby ktoś,  zastanawiał się czy warto na taki obóz pojechać,  to według mnie warto:) Nawet jeśli nigdy w życiu nie miałeś nart czy snowboardu na nogach jestem przekonana, że się nauczysz. Pan Kazimierz, pan Krzysztof i ksiądz Sławek nie pozwolą, żeby z Zakopanego wyjechał ktoś, kto nie będzie potrafił zjeżdżać ;)




























































































Powrót